
Kawowy prezent od nieznanego Mikołaja – Shantawene Gafisse (Sidamo)
W sobotę, w sam środek mikołajkowego zamieszania, pod nasze drzwi dojechał czerwony worek kawy. Nie zwykła paczka. Nie karton. Worek – jakby wyjęty prosto z opowieści o Świętym Mikołaju. Tylko zamiast zabawek – ziarna z Etiopii. Do dziś nie wiemy, kto go przysłał. Ale wiemy jedno: takiej kawy jeszcze nie mieliśmy.
Po wypaleniu okazało się, że to Shantawene Gafisse – kawa pochodząca z serca regionu Sidamo, z wioski Shantawene. I wszystko się zgadza od pierwszego zapachu.
Już przy mieleniu uderza aromat dojrzałych owoców, jakby ktoś rozkroił morele, mango i czerwone jabłka nad samym młynkiem. W filiżance pojawia się czysta owocowość cytrusów, ale miękka, szlachetna, absolutnie nieagresywna. Dalej – słodycz miodu, herbaciana lekkość i bardzo elegancki, owocowy finisz. To kawa:
• lekka, ale głęboka,
• owocowa, ale nie krzykliwa,
• czysta jak etiopski poranek w górach.
Ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek zwalnia. Jakby ktoś powiedział: usiądź, jeszcze jeden łyk, nie spiesz się. Pierwszy raz otrzymaliśmy czerwony worek, ale pasuje tu idealnie. Zdania są podzielone, ale niektórzy z zespołu wierzą, że był to prawdziwy, mikołajkowy prezent i na dodatek trafiony dokładnie w nasze serca kawoszy.
Nie wiemy, kto go przysłał.
Ale jeśli to był Święty Mikołaj – to najwyraźniej zna się na kawie wyśmienicie…
Jeśli podobała Wam się ta grudniowa opowieść, to zapraszamy do nas…
By zobaczyć czerwony worek i… spróbować tej kawy!
You must be logged in to post a comment.